• T-Raperzy znad Wisły w Teatrzyku Gędźba

    24 lutego na Scenie Relax w Warszawie doszło do niecodziennego wydarzenia:

    Współtwórcy „Kabaretu Na Koniec Świata” i serialu „La La Poland” powrócili w nowej odsłonie i zaprasili na Konkurs Chopinowski w wersji komediowej.

    W spektaklu wystąpili gościnnie legendarni T-Raperzy Znad Wisły – Grzegorz Wasowski i Sławomir Szczęśniak.

    Jak zawsze w spektaklach Teatrzyku Gędźba abstrakcja łączy się z groteską, sacrum przeplata się z profanum, uwypuklając absurdy otaczającej nas rzeczywistości i różne aspekty ludzkiej natury. Wszystko jak zawsze w bezpośrednim kontakcie z widownią i z zachowaniem dobrego smaku.

    Wystąpili:

    Wojciech Solarz, Maciej Makowski, Eliza Borowska, Monika Mariotti, Michalina Sosna, Robert Majewski, Sebastian Stankiewicz, Paweł Koślik, Łukasz Matecki, Arkadiusz Wrzesień, Mateusz Wachowiak

    oraz goście specjalni: Grzegorz Wasowski i Sławomir Szczęśniak

    Scenariusz i reżyseria: Maciej Makowski & Wojciech Solarz

    Piosenka „O Szopenie, o Szopenie skąd Ty brałeś swe natchnienie”

    Tekst: Grzegorz Wasowski

    Muzyka: Mateusz Wachowiak

    Projekt plakatu:

    Katarzyna Czapska

     

    UWAGA !!! TYLKO TUTAJ – CAŁY TEKST RAPU O SZOPENIE:

    O SZOPENIE, O SZOPENIE, SKĄD TY BRAŁEŚ SWE NATCHNIENIE?

    Słowa Grzegorz Wasowski

     

    Gdy Mikołaj poswawolił

    Z Teklą w Żelazowej Woli,

    Na świat wkroczył (według planu)

    Nasz poeta fortepianu.

     

    A miesięcy osiem później

    W ich mieszkaniu było luźniej,

    Bowiem wszyscy domownicy

    Się przenieśli do stolicy,

     

    Dzięki czemu Frycka blaski

    Pierwszy ujrzał Pałac Saski.

    Frycek był genialnym brzdącem,

    W mig więc stało się naglące,

     

    Znaleźć belfra mu i zlecić

    By w muzyce go oświecił.

    Czeski skrzypek przez Sapiehę

    Zatrudniony, będzie w dechę –

     

    Ustalono. Wojciech Żywny

    Zwał się. Krótko efektywny

    Był, bo Frycek zaraz potem

    Przebił swoim go polotem.

     

    Ale zdolny, o choroba –

    Żywny rzekł i stracił joba.

    W jego miejsce podjął pracę

    Czech kolejny – Würfel Wacek.

     

    O Szopenie, o Szopenie,

    Skąd ty brałeś swe natchnienie,

    Czy z tej wierzby, co tak beczy,

    Czy też może z innych rzeczy?

     

    No a studia, to już era

    Józka Franka jest Elsnera,

    Który, choć go nikt nie zmuszał,

    Uznał Frycka za geniusza.

     

    Za te nuty masz brylanty –

    Wielki Książę rzekł Konstanty

    I obdarzył go pierścieniem,

    Bo pod takim był wrażeniem

     

    Frycka grania. Marsz wojskowy

    Uznał zaś za wystrzałowy.

     

    O Szopenie, o Szopenie,

    Skąd ty brałeś swe natchnienie,

    Czy z tej wierzby, co tak beczy,

    Czy też może z innych rzeczy?

     

    Kocha Czechy i Mazowsze,

    Jest wierzący, a i owszem,

    Lecz wyrazi się zuchwale,

    Pana Boga zwąc Moskalem,

     

    Gdy w trzydziestym, w listopadzie,

    Ruskich trupem On nie kładzie.

    Skupmy teraz bez pośpiechu

    Się na dziełach. Dawaj, Grzechu!

     

    Beret z głów i z głów sombrero

    Za impromptu i bolero.

    Gdy mazurki brzmią i walce,

    Pocą się z rozkoszy palce,

     

    Tarantellę, scherza, ronda

    Czci uliczna każda sonda.

    A preludia i nokturny

    Spulchnią nawet gruboskórnych.

     

    O Szopenie, o Szopenie,

    Skąd ty brałeś swe natchnienie,

    Czy z tej wierzby, co tak beczy,

    Czy też może z innych rzeczy?

     

    Przez czas jakiś będę cicho,

    Bo podejmie wątek Rycho.

    Te fantazje, te sonaty,

    To po raju są regaty.

     

    Polonezy, barkarola –

    Szacun, hołd i aureola.

    No a E. Rewolucyjna,

    Klasa to rewelacyjna.

     

    Co za E.? – zapyta buda.

    E. to w skrócie jest etiuda.

     

    Ależ tych arcydzieł sterty,

    A wszak jeszcze są koncerty.

    Nie wspomniałeś o balladach,

    Które skarbem są nie lada.

     

    O Szopenie, o Szopenie,

    Skąd ty brałeś swe natchnienie,

    Czy z tej wierzby, co tak beczy,

    Czy też może z innych rzeczy?

     

    Jeśli chodzi o miłości,

    To wpierw w sercu Frycka gości

    Blond śpiewaczka K. Gładkowska,

    Lecz nic z tego, bo się troska,

     

    Że w karierze mu przeszkodzi,

    Więc nim przyjdzie, to odchodzi.

    Druga Maria to Wodzińska,

    Ojciec jej – jednostka świńska,

     

    Bo choć byli już po słowie,

    Rzekł jej: On ma słabe zdrowie,

    Nie nadaje się do wzięcia,

    Ja chcę tura mieć za zięcia.

     

    O Szopenie, o Szopenie,

    Skąd ty brałeś swe natchnienie,

    Czy z tej wierzby, co tak beczy,

    Czy też może z innych rzeczy?

     

    Gdy odeszła w cień malarka,

    Pojawiła się pisarka,

    Po dwóch mężach i dość stara,

    George Sand, klęła i cygara

     

    Ćmiła i chcąc, by wygodnie

    Było jej – nosiła spodnie.

    Tak czy siak się nie wzbraniało

    Przed nią Fryderyka ciało.

     

    W Nohant, George Sand posiadłości,

    Latem gniazdko sobie mościł,

    A że weny brak nie morzył,

    Tam największe dzieła stworzył.

     

    Długa fanów jego lista,

    Znajdziesz na niej Franka Liszta.

    Belliniego i Berlioza.

    Ja cię kręcę, paka co za!

     

    O Szopenie, o Szopenie,

    Skąd ty brałeś swe natchnienie,

    Czy z tej wierzby, co tak beczy,

    Czy też może z innych rzeczy?

     

    Gdy wbrew matce ślub zawiera

    Solange Sand, to F. ją wspiera,

    A to w konsekwencji sprawi,

    Że George za drzwi go wystawi

     

    F. Przyparty jest do muru,

    Bo wie, że to kres l’amour’u.

    Jak żyć dalej, serce nęka

    Śmiercionośna wręcz udręka.

     

    Choć pod skrzydła bierze Szkotka

    Stirling Jane go, to kapotka –

    Po dwóch latach mrze z tęsknicy

    Za tą Sand. No i z gruźlicy.

     

    Szczęściem zdjął rodzinie z głowy

    Problem z marszem pogrzebowym.

    Dziś to serce skołatane

    Już bezpieczne, miłe panie,

     

    Bowiem w Świętym leży Krzyżu,

    W urnie, wstąp tam, gdyś w pobliżu.

     

    O Szopenie, o Szopenie,

    Skąd ty brałeś swe natchnienie,

    Czy z tej wierzby, co tak beczy,

    Czy też może z innych rzeczy?

     

    Teraz skupcie się psubraty,

    Bo ważniejsze padną daty:

     

    Jeden, osiem, jeden, zero,

    Pierwszy oddech wziął nasz heros.

    Lat 39 potem

    Ciało trwoni mu ciepłotę.

     

    Jeden, dziewięc, dwa, siódemka

    Rewkiewicza hojna ręka

    I plan Żurawlewa boski,

    Płodzą Konkurs Szopenowski.

     

    I to tyle naszej pracy,

    W tył całujcie nas, rodacy!